Just set me free

Polski tytuł: "Po prostu mnie uwolnij" 

Opis: Konflikt między ludźmi a Merinami trwa od wieków. Meriny mordują ludzi, mamiąc ich śpiewem na kamienie, ludzie natomiast polują na Meriny, by ozdabiały ich bogate posiadłości. Największy połów Merin prowadzą piraci, którzy następnie sprzedają te cudowne istoty lub części ich ciał na czarnym rynku.

Jednak jeden z najbardziej cenionych piratów obiecał swoim córkom trzymanie się na uboczu tego barbarzyńskiego procederu. Jego żona była przed laty bliską przyjaciółką pewnej Meriny, dlatego dziewczęta również czują głęboką więź z morzem i tymi istotami.

Fabuła: W przeddzień urodzin młodszej z córek, kapitan Rutherford spacerował po targu, gdy zobaczył jednego z handlarzy Merin. Miał on do zaoferowania strasznie wyglądającą istotę, wykończoną walką o życie i ewidentnie traktowaną z pogardą przez swoich oprawców. Rutherford podjął decyzję praktycznie w ułamku sekundy. Przekonał kupca, by sprzedał mu Merinę za połowę ceny. 

I tak dziewczyna trafiła pod skrzydła pirata. Rutherford dogadał się z nią, że ta wypracuje sobie wolność i przez dwa lata będzie guwernantką jego młodszej córki. Cena, jaką Rutherford zapłacił za Merinę, była odpowiednikiem dwóch lat pracy przeciętnej guwernantki.

Niestety Rutherford nie mógł zrobić jednego. Schwytanym Merinom zakłada się specjalne obroże, które pod wpływem bodźca, jakim jest próba śpiewu, uruchamiają mechanizm paraliżujący. Ból dla Meriny jest wtedy nie do opisania. Chroni to jednak ludzi przez próbą odwetu. Bojąc się o zdrowie swoich córek, Rutherford nie mógł pozwolić sobie na ryzykowanie, że skrzywdzona Merina spróbuje się wydostać ceną jego dzieci.

Merina stała się tym sposobem prezentem urodzinowym dla młodszej córki Rutherforda. Początkowo dziewczyny były zaskoczone decyzją ojca, ale po szybkich wyjaśnieniach trochę się uspokoiły. Arizbeth — starsza córka — od razu napisała list dla Merin sposobem, którego uczyła ją matka. Zwinęła fragment papieru i włożywszy go do muszli, rzuciła nią najdalej w morze jak potrafiła. 

List ten trafił w krótkim czasie do matki uwięzionej Meriny — starej przyjaciółki żony Rutherforda, która tej samej nocy przypłynęła do zatoki i dała znać córce swoją pieśnią, że wie, gdzie jest i że czeka na nią w domu.

Mellinne dzielnie znosiła trudy pierwszych tygodni. Mało jadła, jej relacja z podopieczną była średnia. Rozumiała, że mała Lia niczemu nie zawiniła, ale nauczała ją beznamiętnie, praktycznie obojętnie. Musiały minąć dwa miesiące, by Lia całkowicie skradła serce do tej pory upartej Meriny. Ich lekcje zaczęły być zabawą, miłą odskocznią od pracy ojca-pirata i częstych podróży na morze.

Podczas spędzania całych dni we dwie, Mellinne dowiedziała się wielu rzeczy o Arizbeth i Edmundzie. Któregoś razu postanowiła nauczyć małą swojej ulubionej gry z dzieciństwa. Pojawił się jednak kluczowy problem: nie miały muszli, które były głównym elementem zabawy. Lia zaprowadziła więc swoją guwernantkę do pokoju siostry, gdzie w jednym z pudełek na szafie trzymała muszle, którymi grała z ich matką. Mellinne była zaskoczona z tego zbiegu okoliczności. Jednak najbardziej zszokował ją widok kobiety na obrazie wiszącym za biurkiem Beth. Młoda kobieta o jasnych, lśniących włosach i uśmiechu tak ciepłym, że oświetlała cały pokój jaśniej od świecy, którą trzymała Merina.

- To właśnie moja mama - odezwała się Lia. - Beth trzyma tu jej portret, żeby nie zapomnieć jak wygląda. Żałuję, że nigdy nie miałam okazji jej poznać.

- Ja znam tę kobietę - Mellinne podeszła bliżej. - Widziałam już ją kiedyś...

I wtedy ją to uderzyło: wspomnienie z dzieciństwa, gdy jej mama zabrała ją pierwszy raz na powierzchnię, na wyspę; była tam ona - kobieta z obrazu i... jej córka... 

Świeczka wypadła Mellinne z ręki i upadła na podłogę. Merina zabrała małą Lię do jej pokoju i podzieliła się z nią swoim podejrzeniem. Lia nie kryła zaskoczenia i podekscytowania. Był to niesamowity zbieg okoliczności, ciężko było zaprzeczyć. A gdy już pierwsze emocje opadły, Mellinne nauczyła małą obiecanej gry. Kładąc ją spać, Merina postanowiła zaryzykować i zaśpiewać jej kołysankę. Ból był intensywny, ale przy szepcie - całkowicie do wytrzymania. I tak spędziły kilka następnych dni: poranki zajęte nauką, popołudnia grą, wieczory kołysankami. 

Któregoś dnia Lia poruszyła temat urodzin. Mellinne bardzo źle wspominała te, podczas których dostała się do tego domu, ale postanowiła wysłuchać młodej. Dowiedziała się wtedy, że za trzy tygodnie ma obchodzić swoje urodziny Beth. Merina postanowiła wtedy pouczyć dziewczynkę czegoś zupełnie nowego: astronomii. Korzystając z gabinetu Rutherforda, Mellinne pokazała jej mapy nieba, które pirat trzymał. Opowiedziała jej o sekretach skrywanych przez gwiazdy, o nomenklaturze Merin i ludzi, o umiejętności nawigacji i o astrologii, która jest ważną częścią edukacji każdej Meriny. Lia była niesamowicie zainteresowana wszystkim, co mówiła Mellinne. Siedziały nad tym prawie cały dzień, dopóki późnym wieczorem nie przerwał im jeden ze strażników.

Zmęczone rozmową zasnęły w łóżku małej Lii i spały tak twardo, że nawet nie usłyszały, że tej samej nocy wrócili Rutherford z córką. Beth od razu pobiegła do pokoju siostry, gdzie zaskoczył ją widok śpiącej Meriny tuż obok dziewczynki. Ucałowała siostrę i przykryła guwernantkę kocem, po czym udała się do własnego pokoju na spoczynek.

Następnego dnia Mellinne obudziła się sama w łóżku. Wstała szybko i poszła szukać Lii. Zaskoczona odkryła całą rodzinę przy śniadaniu. Zmieszana usiadła na swoim miejscu i w ciszy zjadła swoje śniadanie. Jej gardło było tak wykończone śpiewaniem poprzedniego dnia, że, nawet gdyby chciała - nie wydobyłaby z siebie ani jednego słowa. Pozwoliła siostrom spędzić miło czas, więc zamknęła się u siebie w pokoju i obserwowała morze ze swojego okna. Po południu usłyszała pukanie do drzwi, za którymi stała przestraszona Arizbeth. 

Okazało się, że Lia podzieliła się z siostrą ich tradycją śpiewania kołysanek. Bez zastanowienia Beth wyciągnęła klucze z kieszeni i zdjęła obrożę Merinie, żeby obejrzeć jej szyję. Przeraził ją widok poparzonej, zaczerwienionej skóry. Była na siebie wściekła. Zarzucała sobie, że powinna była się wcześniej przeciwstawić ojcu i poprosić o zdjęcie obroży, zanim wyjechali.

- W tej sprawie zgodziłabym się z twoim ojcem - wyszeptała Mellinne. - Gdy wypływałaś w morze byłam gotowa walczyć o wolność. Uciekłabym kosztem twojej siostry.

- A teraz? - Beth spojrzała na obrożę, którą trzymała w dłoni.

- Nie mogłabym jej zostawić bez pożegnania. Ale nie wiem, czy bym została.

Tego samego dnia Beth zdołała przekonać ojca, by pozwolił Mellinne chodzić bez obroży chociaż w ciągu dnia. Osobiście miała pilnować, by Merina przychodziła do jej pokoju co wieczór i rano. I tak minęło kilkanaście kolejnych dni, kiedy zarówno Beth jak i Mellinne poznawały siebie nawzajem lepiej, spędzały ze sobą więcej czasu. Dziewczyna mogła zobaczyć prawdziwą Merinę: radosną, pełną pasji i oddaną swoim zainteresowaniom.

Nadszedł w końcu dzień urodzin Beth. Mellinne zakradła się wtedy do jej pokoju i chciała ją delikatnie obudzić, ale zamiast tego została zaatakowana - tym sposobem dowiedziała się, że dziewczyna śpi ze sztyletem pod poduszką. Merina zabrała ją na dach i pokazała rozgwieżdżone niebo. Korzystając ze swojej wiedzy astronomiczo-astrologicznej opowiedziała Beth trochę o jej dniu urodzenia, o jej charakterze, o tym jak widzi ją samą. Pokazała jej Venus chylącą się ku zachodowi i Jowisza na lewo od księżyca. Arizbeth była zaskoczona całą przedstawioną wiedzą i wdzięczna za jeden z najpiękniejszych prezentów urodzinowych. Cały dzień Beth spędziła z siostrą na wspólnych, urodzinowych aktywnościach, ale Mellinne zawsze była gdzieś w tle obserwując obydwie.

Wieczorem, gdy Mellinne przyszła do pokoju Beth wykonać codzienny rytuał, zastała ją siedzącą na skrzyni przed łóżkiem wpatrującą się w obrożę trzymaną w dłoniach.

- To nie jest w porządku - Beth zaczęła nie odrywając oczu z przedmiotu, po czym spojrzała na obraz matki naprzeciwko niej. - Nigdy nie pozwoliłaby cię tak krzywdzić.

- Już rozmawiałyśmy o tym - Mellinne wolnym krokiem podeszła do dziewczyny i usiadła na podłodze przed nią opierając się ramieniem o jej kolano czym zmusiła Beth do spojrzenia na nią. - Sama bym sobie nie ufała. Ale jeśli potrzebujesz czegoś, co mogłoby cię uspokoić... Nie boję się tej obroży. Wiem, że nie muszę się bać nikogo w tym domu, a tym bardziej ciebie. Dałaś mi tyle ciepła i dzięki temu czuję się przy tobie bezpiecznie.

- A gdybym cię poprosiła?

- O co?

- Żebyś została...

- Sprytne posunięcie - uśmiechnęła się Merina. - Myślisz, że zadziała?

- Zostań - Beth odrzuciła obrożę i położyła dłoń na policzku Mellinne. - dla mnie...

Ta jedna sekunda zawahania trwała dla nich jak wieczność. Merina dźwignęła się na kolanie Beth i połączyła usta obydwu w pocałunku. Dziewczyna bez zastanowienia przyciągnęła Merinę bliżej do siebie. Namiętność eskalowała aż obydwie padły wyczerpane i zaspokojone na poduszki. Beth leżała na plecach obejmując wtuloną w nią Mellinne. Leżały tak dłuższą chwilę nasłuchując przyspieszonych bić swoich serc, by w końcu zasnąć wtulone w siebie nazwajem.

Głośny hałas tłuczonego szkła obudził Mellinne w środku nocy. Widziała przed sobą powiewające firanki w oknie i czuła na plecach ciepłe, nagie ciało Beth wtulającą się w nią. Jej lekki oddech łaskotał Merinę po szyi. Spojrzała w gwiazdy i przypomniała sobie o matce. Stamtąd nie było innej drogi niż przypomnienie sobie, że nie ma na sobie obroży. Cały dom śpi, nikt jej nie zatrzyma. A nawet jeśli, ma swój śpiew - może uciec. Ale czy chciała? Obruciła się powoli, by spojrzeć na Arizbeth. Wyglądała tak niewinnie, gdy spała. Mellinne odgarnęła włosy, które opadły na twarz dziewczyny, po czym delikatnie szarpnęła jej ramieniem.

- Beth - wyszeptała próbując ją obudzić.

Dziewczyna otworzyła powoli oczy i uśmiechnęła się na widok, który zobaczyła. Uśmiech jednak szybko znikł widząc poważny wyraz twarzy Meriny.

- Co się stało? - spróbowała przetrzeć oczy. - Wszystko w porządku?

- Czy to będzie za wiele, jeśli poproszę o spotkanie z matką? - Mellinne patrzyła jej prosto w oczy pełna obaw i strachu na reakcję, jaka mogła toważyszyć temu pytaniu.

Beth momentalnie się wybudziła i zerwała, by usiąść i spojrzeć na ukochaną ze strachem. Z zawodem? Z niezrozumieniem? Merina od razu podążyła za jej obawami i wyjaśniła jej, że nie chce uciekać. Że chciałaby jedynie się z nią spotkać, porozmawiać chwilę, wyjaśnić jej co sie stało, co się dzieje, że nic jej nie jest i że może być o nią spokojna. Beth uspokoiła się trochę.

Pełna niepewności wyprowadziła Mellinne z willi i zmuszając strażników przy bramie do milczenia, zaprowadziła Merinę w miejsce odizolowane od całego miasta. Malutka plaża nieoświetlona żadnym światłem. Bez świadków, tylko one dwie. Mellinne zdjęła swoje ubrania i obiecując że wróci wbiegła do wody.

Czując chłodną, morską wodę na swojej skórze i łuskach, Mellinne poczuła się jak w domu. Zaśpiewała pieśń dając matce znać, że jest blisko. Spotkały się w połowie drogi i wpadły sobie w objęcia. Ku zaskoczeniu Meriny, była tam także Coralia - ta sama, którą Mel uratowała, by poświęcić samą siebie. 

- Teraz możemy wrócić do domu - uśmiechnęła się Nerina widząc, że ma córkę z powrotem.

Jednak Mellinne nie zamierzała uciekać. Wyjaśniła wszystko matce, uspokoiła jej obawy, powiedziała jej, że jest bezpieczna z Beth i że kiedyś wróci do wody. Ostatnie pocałunki na pożegnanie i Mellinne była z powrotem w drodze do brzegu. Nerina i Coralia natomiast postanowiły wrócić na otwarte morze, do swojego klanu wiedząc, że ich siostra jest bezpieczna i może o siebie zadbać na powierzchni.

Ledwo Merina wynurzyła się nad taflę, Beth ruszyła w jej kierunku zaskoczona, by pomóc jej wstać. Nie spodziewała się, że wróci. Ale chciała jej uwierzyć, chciała mieć pewność jej intencji. Teraz już je znała. Szczęśliwe wróciły do willi wolnym spacerem.

Nie wiadomo jak długo spałaby Mellinne, gdyby nie słońce przedzierające się przez powiewające firanki. Otworzyła powoli oczy i pierwszą rzeczą, jaką usłyszała, był dźwięk pióra szurający po papierze. Spojrzała w stronę biurka Beth, gdzie zobaczyła dziewczynę pochłoniętą w papierach. 

- Dzień dobry - przetarła oczy podnosząc się na łóżku.

- Dzień dobry, rozgwiazdo - uśmiechnęła się do niej Beth odrywając się od pracy.

- Rozgwiazdo? - zaśmiała się.

- Coś jeszcze wymyślę - puściła jej oczko.

Merina chciała ją przekonać, by wróciła do niej do łóżka, ale Beth mająca tonę papierów na biurku dzielnie opierała się jej pokusom. W pewnym momencie usłyszały pukanie do drzwi, więc Mellinne zakryła się cała kołdrą, a Arizbeth podeszła otworzyć. Za drzwiami stała Lia, która zaniepokojonym głosem spytała siostry, czy wie, gdzie jest jej guwernantka.

- Lia! - Merina poderwała się spod kołdry przerażona. Zapomniała o swojej podopiecznej? Oczywiście, że tak. Zaczęła się w pośpiechu ubierać.

- Mellinne jest tutaj? - dziewczynka chciała zajrzeć do środka, ale Beth stanęła tak, żeby jej to skutecznie uniemożliwić.

- Mel zaraz do ciebie przyjdzie - zaśmiała się nerwowo. - Poczekasz na nią przy stole?

Lia uparła się, że nigdzie bez niej nie pójdzie. Arizbeth była coraz bardziej zestresowana. I wtedy poczuła jak Merina otwiera drzwi szerzej: mając swoją sukienkę na sobie, włosy zaplecione z szybki warkocz, z uśmiechem na twarzy. Beth była pewna, że gdyby nie było jej siostry, zaniosłaby ją z powrotem do łóżka w tym momencie.

Lia najwyraźniej to zauważyła, bo zapytała się, czy Mellinne spała w pokoju siostry. "Nie", które wydobyło się z ust Beth rozbrzmiało na całą willę, chociaż jej czerwona twarz mówiła zupełnie co innego.

- Jesteście razem, prawda? - zapytała Lia całkowicie zbywając odpowiedź siostry na poprzednie pytanie.

Beth głośno westchnęła i kiwnęła głową. Oczy Lii zabłysły po czym rzuciła się w objęcia Mellinne.

- Czy to znaczy, że teraz jesteś moją siostrą? Mam siostrę Merinę? - pytała prawie błagalnie.

Dziewczyny spojrzały po sobie, po czym Beth z uśmiechem na twarzy potwierdziła. Najszczęśliwsza nastolatka w porcie i jej dwie siostry udały się następnie na śniadanie. Lia zobligowała się niczego nie mówić ojcu i pozwolić Arizbeth zająć się tą sprawą. Jednak dziewczynka nie mogła się powstrzymać, żeby nie zaproponować zmianę miejsc przy stole. Niczego nieświadomy Rutherford zezwolił, by Mellinne usiadła bliżej Beth. Na tyle blisko, że praktycznie stykały się kolanami pod stołem. Pirat zaczął wypytywać Merinę o postępy Lii w nauce, na co ona, zgodnie z prawdą pochwaliła podopieczną za jej znajomość geografii, astronomii i dużą wiedzę na temat polityki sąsiadujących krajów.

Rutherford był w szoku, że Merina zna się na polityce. Mellinne zaśmiała się, że Meriny uwielbiają plotki z powierzchni i wiele z nich dotyczy spraw politycznych. Wtedy pirat wpadł na rewelacyjny pomysł. Poprosił ją, by pouczyła trochę Azirbeth. Dziewczyna początkowo opierała się temu pomysłowi, ale po namowie ojca się zgodziła. Lia była zachwycona dniem wolnym od nauki.

Nie zdziwi nikogo fakt, że niewiele udało się Beth nauczyć pierwszego dnia ze względu na jeden konkretny rozpraszacz, ale w kolejnych dniach była już bardziej zmotywowana do nauki. Obroża poszła w odstawkę, a pokój Meriny praktycznie przestał być przez nią używany.

Kilka tygodni później, gdy obydwie leżały na dywanie w bibliotece opowiadając sobie o krainach na zachód (sufit w bibliotece był obrazem aktualnej mapy świata), Beth znowu nie mogła się skupić na tym, co mówi Merina. Słowa stały jej w gardle i potrzebowała się nimi podzielić.

- Mam wrażenie, jakbym cię znała od zawsze - przerwała jej w końcu. - Dziwne uczucie.

- Hmm - Mellinne się do niej odwróciła i uśmiechnęła. - A co jeśli bym ci powiedziała, że to nie tylko wrażenie?

- Co? - Beth się zaśmiała cicho sądząc, że Merina się z nią droczy.

- Moja mama miała kiedyś przyjaciółkę na lądzie - Mel na chwilę znowu spojrzała na sufit.

Serce Beth zamarło na te słowa.

- Pamiętasz tę wyspę, prawda? - oczy Meriny znów spotkały się z oczami dziewczyny.

- Nie! - Beth zerwała się z podłogi nie odrywając oczu od ukochanej. - Żartujesz sobie teraz ze mnie.

- Ocean jest mały, Beth - uśmiechnęła się i również wstała.

- Od jak dawna wiesz? - dziewczyna podeszła bliżej by złapać Merinę za dłonie.

- Odkąd zobaczyłam ten obraz w twoim pokoju. Jesteś do niej podobna, ale... to chyba jej uśmiech obudził we mnie te wspomnienia.

Beth podniosła jedną ze swoich rąk, by objąć nią szyję Mellinne. Jeździła palcami po bliznach jakie zostały jej od obroży, a łzy same zbierały się w jej oczach.

- Dlatego poświęciłaś to dla Lii - spojrzała jej w oczy. - Dlatego śpiewałaś dla niej wtedy. Wiedziałaś, że ja też zasypiałam do merinich pieśni. 

- Lia też zasługuje na ciepło twojej mamy, Beth. Byłam gotowa jej to dać pomimo wszystko.

Beth nie mogła jej nie pocałować. Ale pocałunek ten był inny. Jakby pierwszy. Jakby utracony i odzyskany. Odszukany po latach, gdy dwa serca połączyła przyjaźń, która dała życie miłości. Żadna z nich nie chciała kończyć tego momentu, gdy nagle usłyszały skrzypienie drzwi. Gdy oderwały się od siebie w pośpiechu zobaczyły Rutherforda stojącego w drzwiach. Przerażona Beth chciała już zacząć wszystko tłumaczyć, ale przerwał jej głośny śmiech pirata.

- Wiedziałem, że to będzie zły pomysł zamykając was dwie w jednym pokoju! Ale mimo wszystko zajmijcie się tą polityką, bo niedługo ważny zlot piratów i chciałbym, żebyś była zorientowana w podstawach, Arizbeth.

Gdy tylko zamknął za sobą drzwi, dziewczyna jakby obudziła się z transu. Spojrzała tylko szybko na ukochaną i pobiegła za ojcem opowiedzieć mu o pochodzeniu Mellinne. Zaskoczenie pirata było ogromne. Jaka szansa jest na to, że ta jedna Merina wykupiona z targu w jego porcie, byłaby córką najlepszej przyjaciółki jego żony? Ogromnie mała. Rutherford był gotowy oddać jej wolność w tym momencie, ale dowiedział się także o wszystkich innych wydarzeniach z ostatnich tygodni, więc uradowany przyjął ją do rodziny.

Następnego dnia rano Mellinne obudził czuły pocałunek w policzek. Odwróciła się, żeby zobaczyć uśmiechającą się do niej z miłością Beth. Merina podniosła się na poduszkach pytając, czy druga wyspała się w nocy. Ta miała jednak inny plan na ten poranek, niż rozmowy o spaniu. Wyjęła z kieszeni piękny choker z pereł i muszli. Mellinne rozpoznała w nim rękę swojej matki. Naszyjnik, który kiedyś zrobiła dla przyjaciółki, teraz musiał należeć do jej córki. Arizbeth oddała go ukochanej zamieniając obrożę, z którą się dostała do rezydencji na symbol przyjaźni tych dwóch światów.

Życie mijało w miarę spokojnie. Rutherford coraz częściej wypływał z córką na morze, ale to sprawiało, że powroty były i dla Beth, i dla Mellinne jeszcze bardziej wyczekiwane i namiętne. Przez pierwszy rok Lia dowiedziała się już wszystkiego o najważniejszych królestwach świata i była gotowa pomagać ojcu, choć wciąż była na to zdecydowanie za młoda. Jednakże kilka tygodni przed jej trzynastoma urodzinami, Rutherford utrzymał dziwną wiadomość od jednego z zaprzyjaźnionych klanów. Nie mówiąc nic córkom, posłał swoich ludzi na przeszpiegi, którzy potwierdzili treść listu i jego największe obawy - szykował się zamach na życie jego i córek. Postanowił rozprawić się z nimi w nowy sposób: udał się z prośbą do Mellinne.

Gdy nadeszły urodziny, Rutherford zaprosił wszystkich przywódców klanów na wspólną ucztę, by omówić sprawy biznesowe. Zanim to się jednak miało wydarzyć, musiało dość do otwierania prezentów dla małej Lii. Prezentem Mellinne miała być piosenka, jednak jak sama to ujęła, nie miała być ona zwyczajna. Zanim Beth zdążyła się zorientować, Lia została zabrana przez jedną z gospodyń, a Mel zaczęła śpiewać merinią arię zmuszając wszystkich mężczyzn w sali do poddania się jej woli. Każdy członek obcego klanu padali jak muchy od strzałów z pistoletów i łuków, od własnych, swoich kamratów lub piratów Rutherforda. Beth z przerażenia nie mogła się ruszyć. To była rzeź jakiej nigdy w życiu nie widziała. Gdy wszystko ucichło, przy życiu pozostał tylko jeden pirat - pomysłodawca całego zamachu.

- Dlaczego? - spytał Rutherford podchodząc do niego.

- A jak myślisz? - spytał pirat leżący na ziemi; jego noga przeszyta była strzałą spod jego własnej bandery. - Każdy z nas chce handlować Merinami, a TY, przywódca nas wszystkich pozwoliłeś swojej córce dzielić łoże z jedną z NICH. Stoczyłeś się, Rutherford. Chcieliśmy się ciebie pozbyć, bo wydawałeś się cieniem samego siebie sprzed roku.

Rutherford zaśmiał się i rozejrzał dookoła.

- Czy to ci wygląda na słabość? Współpraca z Merinami, jak tego zawsze chciała moja żona, wyszła mi raczej na dobre. Praktycznie sama załatwiła was wszystkich...

- To potwór! - przerwał mu pirat. - Trzymasz w swoim domu potwora, którego należy zabijać, a nie się z nimi bratać!

- Mam inne zdanie niż ty - odparł spokojnie Rutherford. - Ale masz rację. Mam w domu potwora. Jednak to nie ona nim jest.

Mówiąc to wyciągnął swój rewolwer i trzymając za lufę, chciał go komuś podać. Pistolet wzięła Beth, która bez zastanowienia wycelowała go w zdrajcę i pociągnęła za spust. Pirat padł martwy.

- No to załatwione! - uśmiechnął się Rutherford po czym zwrócił się do swoich ludzi. - Trzeba będzie to wszystko sprzątnąć. Załatwcie to!

Beth potrzebowała krótkiej rozmowy z ojcem, by wyjaśnił jej całą sytuację. Nakazał jej też zabrać siostrę z dala od rezydencji, by mieli czas wszystko uprzątnąć na wieczór, kiedy zaplanował dla młodszej córki coś bardziej urodzinowego.

Mellinne zabrała ukochaną i Lię do portu, gdzie czekał prawdziwy prezent od niej: nowiutki jacht. Lia była zachwycona, ale Beth zaskoczona. Nie dostała jednak odpowiedzi od Meriny na pytanie jak udało jej się to załatwić.

I tak minął pierwszy rok w domu Rutherfordów... Pełen wyzwań, niespodzianek, zbiegów okoliczności. Gdzie dwa światy zawarły sojusz sercami dwóch zakochanych kobiet...

Ciąg dalszy nastąpi...... ?

*◦ ⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯ ◦*⋆✦

✦⋆*◦ ⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯ ◦*⋆✦

• BOHATEROWIE •

Arizbeth Rutherford 

24 lata | starsza córka Edmunda Rutherforda | starsza siostra Lii | nauczyła się wszystkiego od ojca i potrafi być bezwzględna jak on, ale ma delikatne serce po matce, która nie pozwoliłaby skrzywdzić nawet muchy | postawiła sobie za punkt honoru zapewnienie Mellinne godnych warunków w niewoli

Mellinne
🗝◆

23 lata | Merina z klanu południowych mórz | poświęciła własne życie, by ratować inną Merinę z sieci piratów - sama wpadła w następną, którą zarzucili | początkowo wrogo nastawiona do swoich "wybawicieli", zaczęła się przekonywać dzięki dobru, jakie okazała jej Lia | miała mieszane uczucia do Arizbeth, które z czasem rozkwitły w miłość

ten konspekt nie posiada swojej oficjalnej tablicy na Pinterest, ale możecie zobaczyć sekcję Mellinne pod tym linkiem

Lia Rutherford

12 lat | młodsza córka Edmunda Rutherforda | młodsza siostra Arizbeth | dzielnie uczy się wszystkiego, co ma jej do zaoferowania Mellinne | w rok nauki opanowała geografię i astronomię, a w następnych latach stała się znawcą polityki z całego świata

Edmund Rutherford

najbardziej ceniony pirat na południowych morzach | po śmierci żony nie było już nikogo, kto mógłby go powstrzymać przed dążeniem do swoich celów drogą przemocy | obawia się Merin, ale szanuje ostatnią prośbę swojej żony, by zostawić te istoty w spokoju | ocalił Mellinne przed niewolniczym życiem lub nawet śmiercią

Jacinthe Rutherford

żona Edmunda | matka Arizbeth i Lii | zmarła podczas porodu młodszej córki | przyjaźniła się z Meriną "zanim to było modne" | wychowała Arizbeth z miłością do morza i jego istot; nauczyła córkę wszystkiego, czego dowiedziała się od Neriny | to od niej Beth dostała zestaw muszli do gry, której Lia nauczyła się od Mellinne 

Nerina

Merina z klanu południowych mórz | matka Mellinne | najlepsza przyjaciółka Jacinthe; podarowała jej swój ręcznie robiony naszyjnik z muszlą i perłami, który potem trafił do rąk Mellinne | przeniosła się do zatoki, by mieć stale oko na rezydencję Rutherforda i swoją córkę

Coralia

20 lat | Merina z klanu południowych mórz | to dla niej poświęciła się Mellinne; schwytana w sieci pirackie nie mogła się wydostać i to właśnie Mellinne pomogła jej się oswobodzić | ma sobie za złe, że przez jej nieuwagę Mel trafiła do niewoli | przeniosła się do zatoki razem z Neriną, by w odpowiednim momencie móc pomóc | później adoptowana przez Nerinę | przybrana siostra Mellinne 

M 109

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Trochę nieprzydatnych faktów o mnie:

Animal Academy

Miraculous: London