Exception

Polski tytuł: "Wyjątek"

Opis: Fantastyczny świat zdominowany przez ludzi, w którym żyją również inne istoty humanoidalne inspirowane czterema mitycznymi stworzeniami:

• gryfy
• sfinksy
• chimery
• mantykory

Ludzie polują na nie od wieków, dlatego starają się ukryć przed światem i chronić swoją kulturę za wszelką cenę. Nie potrafią się maskować, więc ukrywają się w trudno dostępnych rejonach. Ta wojna trwa i nikt nie widzi jej końca... 

PINTEREST

*◦ ⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯ ◦*⋆✦

GRIFFIN

duże ptasie skrzydła
koci ogon
szpony
pióra we włosach

*◦ ⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯ ◦*⋆✦

✦ Griffin

(brak bohatera)

*◦ ⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯ ◦*⋆✦

SPHINX

małe ptasie skrzydła
małe rogi
lwi ogon
kocie uszy

*◦ ⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯ ◦*⋆✦

Niedaleko jednego z największych osad sfinksów - Egiona - znajduje się duże, ludzkie miasto - Uidhed. W obawie przed atakami ze strony "latających kotów" stworzyli specjalny oddział wojska szkolony wyłącznie do walki ze sfinksami. Jednym z ich zadań było rozstawianie pułapek po okolicznych lasach i łapanie swoich wrogów. Kaldena była jedną z lepiej wyszkolonych rekrutów danego sezonu. Pokładano w niej wielkie nadzieje. Jednakże ona - widząc uwięzionego sfinksa w jednej z sieci, nie mogła postąpić inaczej jak go wypuścić. Przez kilka następnych dni próbowała unikać przydziału na patrole i udało jej się odwrócić od siebie podejrzenia o zniszczonych sieciach. Niestety kilka tygodni później została znów wytypowana - i znów uwolniła sfinksa. Generałowie zaczęli coś podejrzewać...

Córka króla sfinksów - Sepifora - wymknęła się opiekunce i postanowiła na własną rękę nazbierać owoców w lesie. Na jej nieszczęście wpadła w jedną z pułapek ludzi. Gdyby nie Kaldena, zginęłaby jeszcze tego samego dnia. Dziewczyna wypuściła ją jednak i dzięki temu młoda kotka mogła powrócić do domu. W drodze powrotnej wpadła na Didiane - swoją guwernantkę, która ruszyła na poszukiwania, gdy tylko pojawiła się wiadomość o zniknięciu księżniczki. Odeskortowała ją do pałacu.

- To była ona, tato - dziewczynka zaczęła tłumaczyć będąc w objęciach ojca. - To ta sama, która kilka dni temu wypuściła innego sfinksa z sieci. Gdyby nie ona, nie udałoby mi się uciec.

Zdumiona Didiane nie mogła wyjść ze zdumienia - ktoś naprawdę wypuszczał uwięzione sfinksy z niewoli. 

Kilka dni później postanowiła wyruszyć na zwiady. Nigdy by nie przypuszczała, że nie zdąży zauważyć ludzkiej pułapki i utknie w sieci zawieszonej na drzewie. Nie ważne jak bardzo by próbowała - tylko ostry sztylet dałby radę przeciąć to więzienie. Gdy usłyszała kroki nieopodal, zastygła w oczekiwaniu. Była gotowa walczyć. Z zarośli wyłoniła się Kaldena, która widząc gotowego ją zaatakować sfinksa, bez zastanowienia odcięła linkę trzymającą sieć. Didiane upadła na ziemię - była wolna. Ze zdumienia, bez zastanowienia zaczęła uciekać.

Kaldena wróciła do obozu. Jednak tam, czekała ją niemiła niespodzianka. Ktoś doniósł na nią. Została schwytana i zamknięta w celi, w której miała poczekać na stracenie za zdradę. Następnego dnia przyprowadzoną ją o świcie na plac. Nie było tam dużo ludzi - dwóch strażników, którzy ją przyprowadzili, kat i dowódca jej oddziału. I wtedy rozpoczęło się najdziwniejsze. Z krzaków wyskoczył sfinks - ten sam, którego poprzedniego dnia uwolniła Kaldena. Zanim ktokolwiek się zorientował, "zdrajczyni" leciała na plecach wielkiego kota po niebie. Nie zaleciały jednak daleko. Wylądowały na małej polanie w połowie drogi między Uidhed i miastem sfinksów. Didiane zrzuciła Kaldenę ze swoich pleców i przybrała swoją humanoidalną formę.

- Dlaczego? - to pytanie było dla Kaldeny takie oczywiste.

- Uratowałaś mnie, byłam ci dłużna - sfinks nawet nie spojrzała na nią, tylko zaczęła się otrzepywać z kurzu.

- Dziękuję ci, ja...

- Milcz! - Didiane jej przerwała zwracając się w jej kierunku i pokazując kły. - Jesteś jedną z tych potworów, którzy mordują moich bliskich i pomogłam ci tylko dlatego, że ryzykowałaś, by ocalić mnie i kilku innych.

Kaldena spuściła wzrok, by po chwili spojrzeć za siebie na wieże Uidhed, do których nie mogła wrócić - zabiliby ją.

Didiane syknęła widząc działania tej drugiej.

- I co ja mam teraz z Tobą zrobić? - zaczęła krążyć po polanie myśląc na głos. - Nie wrócisz do swoich, bo cię zabiją, moi tak samo. Jeśli cię ze sobą zabiorę... będę miała kłopoty.

- Zrobiłaś dla mnie już wystarczająco dużo - Kaldena również otrzepała się z kurzu i zaczęła iść w głąb lasu.

- Czekaj! - krzyknęła na nią sfinks. - Chodź!

Sfinks zamieniła się w skrzydlatego kota i rozpostarła skrzydło zapraszając Kaldenę na grzbiet. Obydwie w mgnieniu oka dofrunęły pod pałac sfinksów. Od razu podbiegli do nich strażnicy celując w człowieka halabardami. Didiane próbowała wyjaśnić swoje postępowanie, jednak spacyfikowali je i zaprowadzili przed oblicze króla. Tam dziewczyna ponownie chciała zabrać głos, jednak król przerwał jej, by stwierdzić, jak bardzo się na niej zawiódł. W tym momencie na salę tronową wbiegła księżniczka, która widząc Kaldenę, zatrzymała się.

- To ona... - wyszeptała, po czym powtórzyła głośno. - To ona!

Król z niedowierzaniem spojrzał na córkę.

- To ty - Kaldena wyszeptała.

- Czy to byłaś Ty? Uwolniłaś moją córkę z waszych sieci? - spytał król.

- Tak... to ja - odparła dziewczyna.

Król natychmiast kazał strażnikom rozwiązać więźniów. Księżniczka chciała podbiec do wybawicielki i ją przytulić, ale w połowie drogi przypomniała sobie, że jest ona człowiekiem i zatrzymała się. Po obfitych wyjaśnieniach Didiane, król postanowił oddać jej pod opiekę tego człowieka i nakazał nauczyć ją wszystkiego co sfinksowe.

Następne tygodnie Kaldena spędziła w zupełnie nowym otoczeniu, wśród nieznanej kultury. Szybko jednak zaaklimatyzowała się do nowych warunków i po miesiącu nikt już nie patrzył na nią jak na intruza. W tym czasie bohaterka miała okazję spotkać się ponownie z tymi, których uwolniła z ludzkich pułapek, poznała historię rodziców Didiane i jej dziedzictwo, przedstawiono ją z gwardią królewską i zamieniła kilka słów z Larkinem - partnerem Didiane sprzed kilku lat (nie był to długi związek, gdyż dziewczyna szybko zdała sobie sprawę jak zaborczy był wobec niej).

Spędzanie czasu z Didiane sprawiało Kaldenie radość; czuła się przy niej swobodnie. Miała nadzieję, że dziewczyna odwzajemnia te uczucia i być może jej serce również staje się ciepłe w pobliżu tej drugiej. W tym samym czasie wewnątrz sfinksa wrzało. Ciągła gonitwa myśli, sprzeczne rozmyślania; z jednej strony zdawała sobie sprawę, że jej uczucia mogą być głębsze, a z drugiej strony była ta przepaść rasowa, której nie mogła zlekceważyć.

Któregoś dnia do Egiony przyleciała delegacja z Greliony - miasta Chimer znajdującego się na zachodzie kontynentu. Władają tym miastem dwaj przyjaciele rodziców Didiane. Jej matka zgodziła się zostać ich konkubiną i urodzić ich jedynego syna - Emiliana. Początkowo Kaldena sądziła, że młodzi darzą się romantycznym uczuciem, póki Sepifora nie wyjaśniła ich pokrewieństwa na bankiecie, na którym Didiane i Emilian wystąpili razem na scenie.

- Początkowo byłem zaskoczony, że Didi w ogóle poczuła współczucie do człowieka - Emilian zaczepił Kaldenę podczas przyjęcia. - Ale jesteś wspaniałą osobą, Kal. Nie opuszczaj jej, a na pewno nie pożałujesz.

- Nie zamierzam - Kaldena uśmiechnęła się na wpół zadziornie, na wpół zakłopotana.

- Naprawdę cię lubi - chłopak odparł ciszej, po czym zniknął między pozostałymi gośćmi. 

Minął kolejny tydzień i między dziewczynami zaczęło rosnąć napięcie, które miało niedługo eksplodować. Któregoś upalnego dnia Sepifora nalegała na spacer do centrum miasta, gdzie znajdowało się źródło jednej z wielu rzek Egiony. Woda tryskała niczym fontanna i było to ulubione miejsce Sfinksów podczas lata. Didiane i Kaldena rozłożyły kocyk na trawie nieopodal i cieszyły się bryzą, natomiast Sepifora pobiegła pobawić się z innymi dziećmi. Pomimo cienia Kal czuła, że jej ciało grzeje się do czerwoności w pobliżu Didiane, która położyła się na kocu chcąc odpocząć od żaru lejącego się z nieba. Obydwie starały się nie patrzeć na siebie nawzajem.

W pewnym momencie księżniczka podbiegła do Kal i wyciągnęła ją do zabawy. Didiane mogła tylko z daleka podziwiać krople wody kapiące raz po raz na bluzkę swojej koleżanki. Nie musiało upłynąć pięć minut, by Kaldena była całkowicie przemoczona. Sfinks jak oczarowana poderwała się z koca, by do niej dołączyć. Kal ledwo spojrzała w jej stronę i nagle ojciec któregoś innego dziecka uderzył w kamień źródła. Woda niekontrolowanie zaczęła tryskać na wszystkie strony tworząc zasłonę wodną tak wielką, że zalało całe centrum Egiony. 

Przestraszona Didiane zaczęła nawoływać Sepifonę, ale księżniczka mignęła jej tylko w smugach deszczu biegając wesoło z innymi dziećmi. Sfinks odetchnęła z ulgą. Wtedy zaczęła wypatrywać Kal. Ta niemal magicznie pojawiła się tuż obok niej chwytając ją za ramię. Didiane instynktownie odwróciła się w jej stronę zderzając swoje ciało z jej; Kaldena musiała złapać ją w pasie, by obie nie upadły na kałużę wody pod sobą. Były tak blisko siebie. Krople wody spływały im po twarzy, ciele; mokre ubrania praktycznie skleiły się w całość. Didiane zbliżyła twarz do przyjaciółki. Kal tylko na to czekała. Usta sfinksa delikatnie musnęły usta ludzkiej kobiety. Kaldena już chciała objąć mocniej swoją wybrankę, gdy ta nagle odskoczyła od niej ze wzrokiem tak przerażonym, że dziewczynie od razu mignęła przed oczami scena z ich pierwszego spotkania, gdy uratowała Sfinksa przed swoimi pobratymcami. Didiane po chwili zniknęła w strugach wody i Kal straciła ją z oczu.

Gdy strumień wody już się uspokoił i widoczność się poprawiła, zaskoczona Sepifora odkryła, że została z nią tylko Kaldena. Dziewczyna odprowadziła księżniczkę do pałacu, by następnie wrócić do domu - a właściwie domu Didiane.

- Wróciłam! - krzyknęła zamykając drzwi do domu.

Didiane leżała w swoim łóżku. Z antresoli bez problemu słyszała powracającą przyjaciółkę, ale bała się odpowiedzieć na jej wezwanie. Kaldena podeszła do rozłożonej kanapy w salonie - to było jej łóżko odkąd trafiła do Egiony. Przebrała się w piżamę i wsunęła pod cienki koc - latem noce również bywają upalne.

- Przepraszam za dzisiaj - Kal chciała znów zagadać. - To nie było w porządku.

Didiane ścisnęła koc w swojej dłoni; po jej policzku spłynęła pojedyncza łza. W jej umyśle kłębiło się zdecydowanie za dużo myśli. Kochać? Nie kochać? Spróbować? Zostawić temat w spokoju? Mijały kolejne minuty i ani Didiane, ani Kaldena nie mogły myśleć o śnie. Spojrzała na zdjęcie swoich rodziców, które stało na parapecie okna. Kolejna łza spłynęła po policzku Sfinksa. Czy pękłoby im serce za taką zdradę własnej rasy? Czy pokochaliby tę ludzką kobietę jak Didiane ją pokoch... Zamknęła oczy. Nie mogła myśleć o tym słowie. A jednak wciąż je słyszała. Kochać, kochać, kochać. 

Spojrzała na zdjęcie kolejny raz, po czym poderwała się do pozycji siedzącej. Odwróciła się i zeszła z łóżka, następnie po schodach. Kal podniosła się na łokciach odwracając wzrok z stronę sfinksa idącej w jej kierunku. Didiane minęła ją, by wskoczyć na nią rozkrokiem na koc. Kal zdębiała, upadła z powrotem na poduszkę. Ta, którą darzyła uczuciem siedziała centralnie na niej i pochyliła się, by chwycić jej twarz w swe dłonie.

- Nie kłam - sfinks prawie to wysyczała. - Chcesz mnie pocałować?

- T... tak - Kal ledwo zdążyła wydobyć z siebie te dźwięki, gdy Didiane splotła ich usta w namiętnym pocałunku. Dłonie dziewczyny od razu opadły na uda sfinksa. Niestety ku rozczarowaniu Kal, jej partnerka oderwała się od niej i zaczęła kierować się z powrotem do swojego łóżka. Kaldena spojrzała za nią zdezorientowana.

- No chodź - Didiane spojrzała na nią na chwilę, gdy była już pośrodku drogi na antresolę.

Kaldena jakby zaklęta syrenim śpiewem od razu poderwała się z kanapy i praktycznie pobiegła po schodach na górę. Sfinks upadła na łóżko przodem do dziewczyny i podparła się na łokciach.

- Idziesz, czy nie? - użyła swojego charakterystycznego tonu. Kal nie wiedziała, czy to jemu nie może się oprzeć, czy sfinksowi, na którą padało księżycowe światło, i która tylko czekała na jej ruch. Ruszyła wolnym krokiem i nie bez przerywania kontaktu wzrokowego pozbyła się swojej koszulki, by następnie zanurzyć się w objęciach ukochanej.

Zanim Didiane pozwoliła Kaldenie pozbyć się wszystkiego, co miała na sobie pomyślała o swoich rodzicach: "Pokochaliby ją...".

Następnego ranka promienie słońca obudziły Kaldenę, która instynktownie próbowała je zakryć ręką. Wtedy spostrzegła Didiane leżącą na jej klatce piersiowej; jedno z jej skrzydeł przykryło brzuch Kal w taki sposób, że piórka delikatnie łaskotały ją po pępku. Dziewczyna z uśmiechem na ustach położyła głowę z powrotem na poduszkę.

- Słońce cię obudziło, Kal? - sfinks poruszyła się nieznacznie, ale jej partnerka już czuła, jak w niej wrze.

- Tak mi się wydaje - spróbowała wydusić z siebie pełne zdanie. - Ale wciąż czuję się jak we śnie.

Kaldena poczuła jak Didiane chichocze i podnosi swoją głowę, więc podniosła swoją z poduszki, by spojrzeć w jej piękne, zielone oczy. Sfinks wyprężyła się, by usta mogły się musnąć. Wtedy Kal poczuła, że coś zasłoniło słońce. Okazało się, że Didiane zakryła je swoim drugim skrzydłem.

- Lepiej? - zapytała.

- Lepiej - Kal musnęła opuszkami palców piórka. Uśmiechnęła się. Wtedy poczuła pędzelek z ogona swojej ukochanej jak łaskocze jej uda. Spojrzała na nią z powrotem i nie mogła się oprzeć, by przysunąć ją do siebie mocniej i wydobyć z jej ust to samo, co poprzedniej nocy. Splecione trwały tak dłuższą chwilę, gdy nagle przestraszona Didiane wyskoczyła z łóżka i pobiegła do łazienki. 

- Di? - Kaldena usiadła na łóżku.

- Spóźnimy się do księżniczki!

I oczywiście się spóźniły, bo żadna z nich nie umiała odmówić drugiej podczas prysznica. Ciągnęło je do siebie i nie zamierzały z tym walczyć. Wpadły do pałacu niczym wichura i pobiegły korytarzami taranując połowę służby. Otrzepały się przed samą komnatą Sepifory i weszły do środka. 

Dziewczynka siedziała już grzecznie przy swoim stole do nauki i czytała dzisiejszy temat. Obydwie spóźnialskie przeprosiły i lekcja się rozpoczęła. Podczas jej trwania Kal nie mogła się skupić na historii drugiego władcy Egiony, bo zbyt ją rozpraszały usta Didiane. Leżała na stole oparta o swoje splecione ręce i "słuchała" zahipnotyzowana jak sfinks czyta o czwartej wojnie o dolinę... albo wzgórze...

Sepifora jakby to dostrzegła i przerwała swojej nauczycielce w połowie zdania:

- Dlaczego wczoraj zniknęłaś?

Didiane spojrzała na nią, po czym na Kaldenę.

- Coś się wydarzyło miedzy wami, prawda? - dopytywała księżniczka.

W Didiane wstąpił gniew. Odrzuciła książkę na stół i zaprzeczyła wszelakim insynuacjom księżniczki. Następnie odwróciła się i podeszła do półki z mapami próbując znaleźć tę dotyczącą tematu.

Kal spuściła wzrok. Czy mogła się łudzić, że Didiane przyzna się do tego romansu? Po głowie wirowały jej myśli: o swojej rasie, o tym jak nie pasuje, o szacunku, jakim darzy się Didiane w tym mieście - nie mogła tego porzucić dla ludzkiej kobiety. 

Sepifora spojrzała na Kaldenę i jakby wyczytała coś z jej twarzy, bo chciała się odezwać, ale jej nauczycielka ją wyprzedziła.

- Nie... Przepraszam.

Kal i księżniczka spojrzały momentalnie na nią. Wtedy Didiane przyznała się do tego, co się stało poprzedniego dnia i potwierdziła podejrzenia Sepifory co do uczucia, jakim darzy Kaldenę. Księżniczka poderwała się z wrzaskiem na równe nogi krzycząc "wiedziałam" i "tak się cieszę" na zmianę.

Wtedy rozległo się pukanie do drzwi i stanęła w nich pokojówka zapraszając na obiad. Księżniczka pobiegła natychmiast, jednak Didiane zatrzymała Kal na chwilę.

- Przepraszam, ja... - zaczęła się tłumaczyć.

Kaldena natychmiast uchwyciła twarz sfinksa w swe dłonie i namiętnie pocałowała.

- Rozumiem - odparła, gdy się rozdzieliły. - I dziękuję.

Następnego dnia, gdy Didiane zajmowała się już księżniczką sama, a Kal musiała się śpieszyć na trening (gdyż kontynuowała edukację wojskową, którą zaczęła przed wydarzeniami tej historii), wpadła na Larkina, do którego uszu już dobiegła plotka o związku jej byłej. Naskoczył on na Kal, która bez ogródek wyrzuciła z siebie swoje zdanie na jego temat i wyperswadowała mu dlaczego Didiane wybrała ją, zamiast próbować wrócić do związku z nim.

*◦ ⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯ ◦*⋆✦

Didiane ✦ Sphinx 🗝◆

Guwernantka księżniczki Sfinksów. Szanowana pośród swoich ze względu na zasługi jej rodziców, którzy oddali życie w obronie gatunku, gdy dziewczyna nie miała jeszcze dziesięciu lat. Jej relację z ludźmi można uznać nawet za wrogą, ale to nie przeszkodziło jej odkryć swoich uczuć do dziewczyny, która zupełnie nie wpisała się w standardowe opisy.
Odważna, lojalna, nigdy nie odmówiła nikomu pomocy i zawsze potrafi mądrze doradzić z największych kryzysach.




*◦ ⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯ ◦*⋆✦

CHIMERA

puszyste włosy
duże rogi
kocie uszy
jaszczurzy ogon

*◦ ⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯ ◦*⋆✦

✦ Chimera

(brak bohatera)

*◦ ⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯ ◦*⋆✦

MANTYKORA

puszyste włosy
kocie uszy
nietoperze skrzydła
ogon skorpiona

*◦ ⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯ ◦*⋆✦

Przy blasku księżyca, Glypha postanowiła się wybrać na krótki lot. Spostrzegła miasto Trajcon, w którym odbywał się Festyn na część wielkich obrońców krainy Falka: Dranhildy GreyfoldKatriociusa Lactoma Delphory Fayvolt.

Na  festynie można było napić się Hanjocku (Mieszanki ziół patu, gniazdy i piwa katowego) i zjeść porcje Ugality.

Glypha postanowiła spróbować tej Ugality - podeszła i wzięła porcję ze stołu.

Wzięła jeden gryz Ugality i coś jej nie pasowało w smaku podeszła do kucharza i zapytała

- Przepraszam co to jest ta Ugalita, bo jakoś dziwnie smakuje.

- Droga Panno, Ugalita to jest potrawa sporządzana z wołowego mięsa, cydru i serca mantykory

Glyphe zmroziło to co usłyszała, przełknęła ślinę i przypomniała sobie słowa matki: "Glypho, pamiętaj z ludźmi nie ma rozmowy dla nich jesteśmy tylko rozrywką, zwierzyną na którą można polować i wywieszać jak trofeum"

- Ale jak ogon Mantykory??? To wy nie zabijacie mitycznych stworzeń dla sportu i trofeów? - zapytała Glypha cała w nerwach. Gdyby ktoś rozpoznał, że jest mantykorą, spotkałby ją ten sam los co mantykorę, której serce było składnikiem wcześniej skosztowanej Ugality.

Może ci w Hedwick zabijają dla trofeów, ale tutaj w Trajcon zabijamy mityczne istoty z powodu ich leczniczych właściwości. Serce mantykory, odpowiednio przyrządzone, chroni przed zawałem oraz spowalnia starzenie. Oko gryfa sprawia że ślepi odzyskują wzrok, jeśli jedzą z nimi potrawy regularnie. A palce sfinksów chronią przed przegrzaniem.

Glypha, jak to usłyszała o mało nie puściła pawia, ale powstrzymała się i podziękowała kucharzowi za posiłek, i odeszła. Postanowiła jak najszybciej zabrać się z tego miasta, żeby przypadkiem jej nikt nie wyciął serca. Zrzucając odzienie nie zauważyła że w ukryciu stoi chłopak - Gavin - który z ciekawością w oczach patrzył na majestatyczne skrzydła Glyphy. Podszedł to niej i powiedział:

- Ale masz piękne nietoperze skrzydła, jesteś mantykorą prawda? Nie wyglądasz na kogoś, kto pożera małe dzieci i nienawidzą ludzi.

- Tak nas opisują? Co do pożerania dzieci to duby smolone, ale jeśli chodzi o nienawiść do ludzi to po tym co tu zobaczyłam... Ta cała Ugalita z serca mantykory, potrawy z oczu gryfów... Co wy macie w tych ludzkich głowach żeby czujące, myślące stworzenia zabijać i zjadać tylko po to, żeby się nie starzeć albo zapobiec chorobom serca?

Chłopak ze smutkiem odpowiedział:

- Całe życie każdemu nam wmawiali, że mantykory, gryfy, sfinksy i chimery to bezrozumne bestie, które chcą tylko naszej zagłady i że polowanie na nie jest jak polowanie na zwykłe zwierzęta. Teraz kiedy patrzę na ciebie to widzę, że to tylko jebane kłamstwa od idiotów pragnących żyć długo i szczęśliwie. Rzygać mi się chcę, jak o tym myślę.

- Przez ludzi straciłam całą moją rodzinę: matkę, ojca, brata i siostrę. I to w imię czego, rozrywki ludzkiej i potrawy z serc mantykor? To nie powinno tak wyglądać. Dawniej podobno ludzie i istoty magiczne żyły w zgodzie. Czemu od wieków polujecie na nas? Co my wam takiego zrobiliśmy? My tylko chcemy żyć w spokoju i w spokoju wychowywać dzieci. Po tym co dzisiaj zobaczyłam, nie ma na to nadziei.

- Rozumiem cię doskonale. Sam też bym tak zareagował - chłopak nagle się speszył. - Ale gdzie moje maniery... Jestem Gavin.

- Ja jestem Glypha. Bardzo miło cię poznać - powiedziała z uśmiechem Glypha.

I tak narodziła się przyjaźń pomiędzy człowiekiem a mantykorą, która nie wydarzyła się już od wieków. Od tego dnia Glypha i Gavin spotykali się codziennie, żeby porozmawiać i spędzać razem czas. Nieświadomi, że codziennie przygląda im się tajemnicza postać.

*◦ ⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯ ◦*⋆✦

Glypha ✦ Manticore

- mantykora żyjąca w Golfrei (miasto mantykor położone na piaszczystych regionach Magnofary)
- postanowiła zignorować zakazy straży o nie wylatywaniu poza mury miasta

Nr 086

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Trochę nieprzydatnych faktów o mnie:

Theatre Academy

Królowa Rosatopii na YouTube